Battles: Bitwa pod Bannockburn
Wiecie już jak gra wyglądała 6 lat temu. Teraz Wam pokażę jak wygląda dzisiaj.
Bitwa pod Bannockburn to legendarne starcie, pewnie dzięki hollywoodzkiej superprodukcji Braveheart. Film miał premierę w 1995 r., ale po dziś dzień jest jednym z najlepszych eposów o średniowiecznym bohaterze.
Tyle, że teraz gra o średniowiecznej wojskowości musi mieć Bannockburn… zatem i my tę bitwę mamy.
W zeszłym miesiącu po raz kolejny rozegraliśmy to starcie, tym razem w założeniu, że gracz angielski spróbuje zachowywać się tak jak Anglicy zachowali się faktycznie. Czy system gry pozwoli na osiągnięcie historycznego rezultatu?
Bo rezultat ten był taki:
Szkoci udowodnili, że chłopska piechota z włóczniami, ale oparta o dobry teren i agresywnie dowodzona, może rozgromić zawodowe rycerstwo, jeśli to ostatnie zaatakuje na hura!, bez wsparcia własnej piechoty i próby manewru. No i w dalszej perspektywie Anglicy stracili Szkocję, tyle, że lekcję spod Bannockburn mogli podać dalej Francuzom, w trakcie wojny 100-letniej.
Powyższe historyczne rozstawienie przeniesione na język Battles: The Knights wygląda mniej więcej tak:
Pole bitwy będziemy oglądać z perspektywy Zamku Stirling.
Anglicy przeszli przez bród by zajść z flanki szkocką armię blokującą drogę rzymską wiodącą do Zamku Stirling. Na czele szła ciężka kawaleria wspierana przez pieszych łuczników, pozostawiając z tyłu resztę piechoty.
Szkocka piechota utworzyła nowy front wzdłuż linii wzgórz, opierając prawą flankę o bagnistą rzekę. Odwody w postaci dwóch hufców piechoty i jedynego hufca ciężkiej kawalerii weszły na pozycje na otwartej, lewej flance. Pierwsza linia, na przeciw Anglików, zwarła szyki i utworzyła schiltrony, gotowe na przyjęcie szarży ciężkiej jazdy.
Anglicy kontynuują marsz naprzód, wysuwając łuczników na front. Ciężka jazda, dzięki 3 punktom ruchliwości, może atakować szkocki szyk również z drugiej linii.
Szkoci aktywowali piechotę lewej flanki by zewrzeć jej szeregi.
Anglicy podciągnęli maszerującą z tyłu piechotę oraz uruchomili łuczników, których mordercza broń zmieszała schiltron szkockiego króla – Roberta de Bruce – zadając mu dwa rozpraszające trafienia.
Szkoci utrzymali nerwy na wodzy i zamiast uderzyć na groźnych łuczników zebrali szeregi i wydłużyli linię piechoty. Kontratak na tym etapie mógłby skończyć się masakrą, wszak angielska kawaleria jest wciąż w doskonałej formie.
By oddać sprawiedliwość historii, co było zamiarem tego testu, angielskiemu rycerstwu skończyła się cierpliwość i król Edward II zarządził atak na całej linii. Wykonał go masą swojej ciężkiej jazdy, uderzając 3 hufcami w Szkotów i wspierając atak 2 hufcami w drugiej linii. Atak wsparli również łucznicy, ale tym razem spartolili sprawę i nie rozbili zwartego szyku schiltronu.
Jak rozgrywamy bezpośrednie starcia? Gracz losuje tyle kart walki ile kostek liczy jego hufiec. Może do nich dołożyć 1 kartę rozkazu, która da mu prawdopodobnie lepszy rezultat w walce, ale straci ją z ręki, zatem nie przeznaczy jej na aktywację. Potem odsłania karty i ocenia skuteczność swoich wojaków patrząc na miejsca między kartami. Tam gdzie spotka się charakter jego hufca (lekka piechota, w obronie) z warunkiem wynikającym z sytuacji taktycznej na planszy (liczba hufców wspierających jego walkę, teren, pancerz wroga), tam uzyska trafienie. W górnym, zielonym wierszu, gracz widzi też morale swoich ludzi, którego porównanie z morale przeciwnika zdecyduje o tym kto pozostanie na polu.
Na pierwszy rzut oka kolumn i wierszy jest tu wiele, ale nas interesują tu tylko żółte symbole z pojedynczymi szewronami, ponieważ rozpatrujemy obronę lekkiej piechoty. Zatem analizujemy tylko ułamek całego układu i ocena rezultatów starcia zajmuje dosłownie kilka sekund.
Zatem jest i rezultat. Dwa angielskie hufce odbiły się od linii schiltronów jak od ściany, tracąc przy okazji połowę swojej zdolności bojowej. Jednak trzeci hufiec wbił się na tyle skutecznie (a raczej Szkoci byli w tym miejscu na tyle nieskuteczni), że doszło do klinczu, tzn. starcie zostaje przeniesione do kolejnej tury, wiążąc oba hufce w zaciekłej walce.
System zadziałał, nie tak łatwo ruszyć dobrze przygotowaną piechotę w sprzyjającym terenie, nawet elitarnej kawalerii. Wprawdzie Anglicy stracili tylko 4 kostki i są zdolni do ponowienia ataku, ale w ich szyk wdał się zamęt i Szkoci, w zgodzie z historią, przeszli do kontrataku. Jazda Keitha, pod dowództwem samego Bruce’a, wbiła się w łuczników, a schiltrony lewej flanki spadły na osłabione hufce angielskie.
Szkoci nie mogli dać wrogowi czasu na reorganizację po nieudanym ataku. Bez przejęcia inicjatywy i narzuceniu przeciwnikowi własnego tempa, trudno wygrać jakąkolwiek bitwę.
To starcie również było mordercze. Najpierw klincz – angielska jazda, pozbawiona wsparcia swoich (związane walką hufce nie dają wsparcia, dlatego szkocki kontratak miał wpływ na rozstrzygnięcie i tej walki), oddała pola i wycofała się rozproszona. Bruce wyciął w pień łuczników – ci, w otwartym terenie i luźnym szyku, zdołali tylko rozproszyć szkocką kawalerię, nie zadając jej strat. Atakujący schiltron wbił się w angielską jazdę, ale w otwartym terenie i bez przewagi pozycji na wzgórzach nie był już tak skuteczny – doszło do kolejnego klinczu.
Anglicy uzupełnili rzedniejąca linię dwoma hufcami piechoty, a potem, na czele króla, uderzyli całą mocą w szkocką kawalerię. Edward II i Robert de Bruce spotkali się w polu, zadając sobie przerażające ciosy, dzięki licznym hufcom wspierającym tę walkę z obydwu stron. Jednym z kluczowych wskaźników determinujących skuteczność hufca w bezpośredniej walce jest liczba wspierających go innych, niezwiązanych walką i nierozproszonych hufców. Tutaj obie strony były bliskie maksimum swoich możliwości. Pojedynkowi królów przyglądały się całe armie.
Nie dziwi zatem bardzo krwawy rezultat, w jednej walce padło aż 5 kostek doborowego rycerstwa. Przewagę zdobyli Szkoci, dzięki lepszej pozycji taktycznej i to Anglicy oddali pole.
Szkoci kontynuują atak. Dzięki aktywacji całej linii większość szkockich hufców ruszyła do przodu, atakując osłabione już rycerstwo. Szkocka kawaleria podjęła zuchwałą próbę schwytania króla Edwarda II, bo w jego hufcu pozostali już tylko przyboczni.
Edward II obronił się, wsparty trzema hufcami i kartą rozkazu. Co więcej, zadał straty ścigającym go Szkotom – ci chyba za szybko poczuli w ustach smak zwycięstwa. Na lewym skraju potężny hufiec Bruce’a i słaby hufiec angielskiej jazdy znalazły się w klinczu, kolejny raz dowodząc spadającej jakości szkockiej piechoty w otwartym terenie i wielkiej wagi wsparcia. Mizernie ta tura wyszła Szkotom – ale w tej grze bez wypracowania pozycji taktycznej nie ma miejsca na farta.
Edward II ponowie atakuje, by rozgromić resztki szkockiej kawalerii i odizolować Bruce’a od głównej masy jego armii. Anglicy walczą o odzyskanie inicjatywy, ale wciąż nie podciągają stojącej na brodzie piechoty. I armia angielska, choć ma przewagę liczebną, walczy tylko częścią sił. No ale gramy historycznie, to i efekt powoli wychodzi historyczny.
Szkoccy jeźdźcy giną, a Bruce, mimo podwójnej przewagi liczebnej traci szyk i wykrwawia się w klinczu z małym, ale dobrze wspieranym hufcem kawalerii. Ale oto z rozkazu Keitha nadchodzą szkockie odwody – dwa pełne schiltrony atakują Edwarda i nawiązują łączność ze swoim królem.
Dopiero ta fala piechoty przeważa szalę, rozpraszając i spychając angielską jazdę w stronę rzeki i dobijając zaciekłych oponentów Bruce’a.
Anglicy zwierają rozproszone szyki hufca króla i reorganizują najciężej doświadczony hufiec kawalerii, przywracając mu jedną kostkę. Piechota wychodzi na czoło, ale jej druga połowa wciąż stoi za rzeką.
Widząc co się święci Szkoci próbują utrzymać tempo natarcia. Zawieszony w powietrzu angielski szyk staje się podatny na atak z flanki i aż cztery schiltrony atakują hufiec Edwarda II wspierany przez dwa angielskie hufce. Zwaśnieni królowie ponownie stają przeciwko sobie w polu.
Skutek tego ataku był do przewidzenia, Anglicy cofają się w rozproszeniu i ze stratami, krwawo odgryzając się Szkotom.
Edward II jednak nie odpuszcza. Znów przechodzi do ataku, po raz pierwszy angażując w nim swoją piechotę. Celem jest hufiec Bruce’a, który w luźnym szyku i w otwartym terenie zdaje się być podatny na atak. Ale Szkoci są dobrze wsparci przez stojące obok hufce i ten najsłabszy punkt ich szyku wcale nie jest słaby. Ale stało się, królowie po raz trzeci spotykają się w bezpośredniej walce…
…którą to Edward przegrywa z kretesem. Gdy piechota angielska dobrze radzi sobie ze Szkotami, by jeszcze mocniej zaakcentować błędną taktykę króla, ten ponownie odbija się od ściany szkockich włóczni.
Szkoci nie atakują osłabionego hufca przybocznego Edwarda, ponieważ nie chcą wchodzić w środek angielskiej armii w luźnym szyku. Zamiast tego zwierają na nowo formacje i rozpoczynają atak od prawej flanki, by jeszcze bardziej ograniczyć przestrzeń, która pozostała angielskiej armii. A w samym centrum pola bitwy wciąż walczy ze sobą piechota – hufce pozbawione przebojowości kawalerii zazwyczaj dłużej pozostają w klinczu.
Angielska piechota na flance pęka, ale to samo robią Szkoci w centrum. Bitwa, jak to ma zazwyczaj miejsce w rzeczywistości, z uporządkowanego starcia przekształca się w bezwładną i chaotyczną rąbaninę. Jeszcze przed chwilą pokonani Anglicy znów nabierają wiatru w żagle…
… i przechodzą do ataku, by pogłębić wywalczoną lukę i uwolnić ze szkockiego worka swoją kawalerię. Jej ruchliwość to ostatni atut w ręku Anglików. Szkoci, pozbawieni już jazdy, nie mają nic by temu przeciwdziałać. W konsekwencji Keith wpada w angielską niewolę, a widmo splądrowania zawisa nad szkockim obozem. Na nieszczęście Anglików Bruce krwawo odpiera atak angielskiej piechoty i utrzymuje pozycję, nie dając się odepchnąć od Edwarda.
Szkoci wiedzą, że nie mają się co ścigać z kawalerią, zatem dalej realizują swój bitewny plan. Poczet Edwarda II pada pod ciosami szkockich pik i rohatyn, a sam król dostaje się do niewoli. Rozstrzygnęło się?
Anglicy próbują ostatniego ataku, by wyzwolić króla z rąk Szkotów i schwytać Roberta de Bruce. Angielska kawaleria atakuje czoło szkockiej formacji a piechota zawraca, by dać wsparcie w tej walce. Jednak pozbawieni przykładu króla żołnierze nie wykazują już takiej sprawności, gdy Bruce daje z siebie wszystko i angielscy rycerze, w krwawej dla obu stron jatce, zostają wybici do nogi. Tak, rozstrzygnęło się.
Szkoci zamykają lukę w centrum i zabierają się za dorzynanie angielskiej piechoty. Reszta wojska rozpoczyna ruch w kierunku obozu, by zakłócić angielskiej kawalerii jego radosne plądrowanie.
Ostatnie aktywacje. Anglicy splądrowali szkocki obóz i zdobyli dzięki temu kilka dodatkowych punktów zwycięstwa, obracając całkowitą klęskę w zwyczajną porażkę.
Szkoci zepchnęli angielską piechotę na pozycje wyjściowe przy brodzie, rozbijając po drodze maruderów, a drugą część wojsk skierowali do obozu, ale nie zdążyli go odbić do zachodu słońca.
Straty odzwierciedlają przebieg bitwy. Aż cztery hufce angielskiej kawalerii padły, bo to ona wzięła na siebie ciężar walki przez większość bitwy. Do tego padł jeden hufiec piechoty (co nie boli) i hufiec łuczników, których szybkie zejście na pewno miało wpływ na wynik starcia.
Szkoci skończyli bitwę w dobrej formie, ponosząc nieistotne straty w piechocie. Boli strata całego hufca kawalerii, elita szkockiej szlachty padła w tej bitwie.
Straty dają Szkotom 8 punktów zwycięstwa, a Anglikom tylko 2. Wprawdzie splądrowany szkocki obóz dał tym ostatnim dodatkowe 3 punkty, osładzając większość strat, ale to pojmani wodzowie rozstrzygnęli wynik bitwy. Pojmany Keith daje anglikom 3 punkty, ale Edward II to aż 7 punktów dla Szkotów. Ci ostatni wygrywają zatem z wynikiem 15:8.
Z pewnymi odstępstwami, ale jednak wyszło historycznie!